piątek, 7 listopada 2008

Cmentarz w Glasgowie






















Trochę starszych rzeczy.
Billy Connolly, najsłynniejszy i chyba najlepszy szkocki kabareciarz opisując Glasgow i powołując się właśnie na ten cmentarz powiedział kiedyś: " Trochę jak Nashville, trochę jak Tennesee - w każdym razie o zmarłych dba sie tutaj bardziej niż o żywych".

Na najwyższym wzniesieniu miasta, zaraz za katedrą stoi piękny, stary cmentarz. Podobno jego kształt i charakter to kopia paryskiego Père-Lachaise - czyli w skrócie niesamowite nawarstwienie grobów i równie piękne pomniki.

Mieszczącą około 3,5 tysiąca pomników wictoriańską nekropolię założyli w 1831 glaswegiańscy przemysłowcy. Mimo upływu lat i wielkich zniszczeń niegdysiejsze bogactwo i fantazję - choć nie takie, jak katolickie - widać tu na każdym kroku.

Górujący nad miastem cmentarz jest ulubionym miejscem spacerów turtystów i mieszkających w pobliżu studentów uniwersytetu (ci raczej wpadają tu wypić w romantycznej scenerii piwko). Najlepiej wybrać się tu przez zachodem słońca - niewiele tu wtedy ludzi, a to, co w labiryncie kamieni wyprawia światło to coś niesamowitego.

I jeszcze jedno: nie ma tu żadnych figurek świętych ani tym podobnych ozdobników. Szkoci jako protestanci ich nie czczą. Jedyne postacie, jakie można tu napotkać to posąg Johna Knoxa, takiego szkockiego Marcina Lutra, kilku największych przemysłowców, aniołki i - chyba w trzech miejscach - postać Maryi. Jedna nie ma już głowy...

Brak komentarzy: